Gdy w 2008 roku zacząłem zajmować się kampanią 1 procent podatku na rzecz ZHP, wiele czasu spędziłem razem z zespołem promocji nad wymyślaniem działań, które zachęcałyby podatników do wpisywania w roczne rozliczenie właśnie naszej organizacji. Przygotowywaliśmy happeningi uliczne, rozdawaliśmy ulotki, robiłem pierwszą w swoim życiu konferencję prasową, występowałem w telewizji, stosowaliśmy marketing szeptany, a jednym z ciekawszych (moim zdaniem) pomysłów było zachęcanie ludzi do zrobienia sobie selfie z tajemniczym hasłem JPDH. Takie zdjęcia zrobili sobie nieświadomi samorządowcy, poseł na sejm, lokalni biznesmeni itp. To do tej pory krąży po internecie! 😉 Dopiero po jakimś czasie ujawniliśmy, że JPDH oznacza „Już Pora Dofinansować Harcerzy”. Jakie to zobowiązujące…

Namawialiśmy też do przekazania 1 procenta swoich rodziców, chodziliśmy do różnych firm na spotkania z przedsiębiorcami, którzy naszym zdaniem „dużo zarabiają”, a więc – upraszczając – mają też „duży” 1 procent. W tamtym czasie ja również zacząłem przekazywać 1 procent podatku. Cel był dla mnie oczywisty – pieniądze, które i tak nie trafiłyby do mojej kieszeni przekazywałem organizacji, w której działałem. Nawet nie zastanawiałem się kogo innego miałbym wpisać do rozliczenia. Oczywiście, w międzyczasie pojawiały się w moim otoczeniu inne organizacje, czy pojedyncze osoby, którym mógłbym pomóc w ten sposób. Pewnego razu nawet wyłamałem się z powielanych co roku czynności i postanowiłem swój 1 procent przekazać komuś innemu. A co tam, w PIT-a (prawie) nikt mi nie zagląda i nikt nie wie jaki numer KRS tam wpisuję! Tak czy inaczej – zawsze mam świadomość, że przekazane pieniądze na pewno trafią do osób lub instytucji, które takiego wsparcia potrzebują. Jestem wręcz tego pewien, bo sprawozdania OPP są obowiązkowe i cechuje je transparentność.

Odkąd nie jestem członkiem ZHP moja perspektywa nieco się zmieniła. Zacząłem trochę inaczej patrzeć na organizacje pożytku publicznego, które w moim otoczeniu również proszą o 1 procent podatku. To nie jest też tak, że wcześniej nie patrzyłem jak się promują inne instytucje. Bardzo skrupulatnie podglądałem największych, aby wdrożyć pewne wzorce, schematy i pomysły w Hufcu Radomsko, z dostosowaniem ich do naszych warunków oraz możliwości.

Błysk nadszedł w marcu zeszłego roku. To był ten moment, w którym według psychologii dotarło do mnie coś, co w zasadzie było oczywiste od zawsze. W zeszłym roku, podobnie jak zawsze odkąd pracuję, mogłem oddać 1 procent podatku na kogo chciałem. Wcześniej przekazywałem 1 procent rocznego owocu mojego żywota dla instytucji, w której działałem. A w marcu 2020 roku poczułem pewną pustkę.

Nie chcę, żeby było to zrozumiane przez Czytelnika jako wyraz jakiegoś wywyższania się, nic z tych rzeczy. Zresztą jak może się wywyższać osoba, której zarobki nie są jakieś wysokie, a ten 1 procent to nie jest powalająca na kolana suma. Pisząc akapit wyżej o pustce miałem na myśli to, że… nikt nie chce mojego 1 procenta!

Wiem, dostajemy zewsząd maile, w serwisach społecznościowych pojawiają się reklamy, w sklepach widzimy ulotki z prośbą o 1 procent. Wśród znajomych mamy osoby, które zbierają pieniądze na chore dzieci, zwierzęta, zabytki, przyrodę. Nie zgłosił się do mnie jednak nikt z prośbą o przekazanie podatku. Pomijam zbiorowe maile i kopiowane jeden za drugą wiadomości na Fejsie. To wszystko oraz wspomniane działania marketingowe na pewno tworzy pewną świadomość istniejących potrzeb, ale jest bezosobowe. A zastanawiając się głębiej – ta sekunda poświęcona na skopiowanie i wysłanie mi tej samej wiadomości co setkom innych osób nie jest warta, abym ja poświęcił kolejnych kilka swoich sekund na zapamiętanie, a potem wpisanie danych do mojego rozliczenia, gdy już będę to robił. Oczywiście, dla niektórych to wystarczy, także jeśli mogą rozdysponować większą wartość podatku niż ja. Osób, którym taka forma perswazji załatwia sprawę jest jednak stosunkowo mało – gdyby było przeciwnie, każdy podatnik oddawałby swój 1 procent dowolnej, mniej lub bardziej świadomie wybranej organizacji.  W 2020 roku takich podatników było prawie 14 milionów, a potencjał jest wyższy jeszcze o co najmniej kilka milionów. Ile to złotówek? Setki milionów. A ile to żyć ludzkich, przeszczepów, najedzonych piesków, kotków, ochronionych zabytków, pszczół czy nawet zajęć aktywizujących seniorów? Tego nie da się oszacować.

Konkludując, wydaje mi się dzisiaj, że kluczem do sukcesu jest bezpośrednie docieranie. Nie chodzi nawet o pukanie do czyichś drzwi, ale telefon, krótka rozmowa, nawet na czacie z bliższym czy dalszym znajomym – sąsiadem z domu obok, kolegą z podstawówki, panią z piekarni, panem z kwiaciarni, kolegą z pracy, kuzynem. Nawet jeśli oni wszyscy mają pewną świadomość, że zbierasz, Czytelniku, na konkretny cel, to poproś ich o wsparcie i poświęć im kilka minut. Uwierz, że oni otrzymują wiele bezimiennych próśb, spraw aby Twoja była tę którą wybiorą. Wcale nie musisz tego ubierać w piękne słowa i się przygotowywać jak do testu. Taka rozmowa zajmuje czas, ale jest efektywna – ja poczułem się zobowiązany i przekonany. Wtedy wszystkie cele wydają się istotne – te wspierające chore dzieci, bezdomne psy, i zabytki też. To moja rada dla tych, którzy zbierają 1 procent i próbują w różny sposób docierać do podatników. Happeningi, reklamy w gazecie oraz w internecie są bardzo ważne – na pewno dzięki nim sporo osób przekaże 1 procent na Waszą instytucję. Bezpośredniość wydaje mi się jednak równie kluczowa, a może i ważniejsza. W tym roku jeszcze się nie rozliczyłem.

P.S. Pół żartem, pół serio, zasłyszane – nie moje, dlatego jest w post scriptum. Jak zachęcić do przekazywania 1 procenta, nawet na losową OPP? „Ty i tak nie zobaczysz z tego podatku nawet grosza, ale znam kogoś, kto się ucieszy, jeśli nikogo nie wpiszesz do rozliczenia”.